Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi K2 z miasteczka Elbląg. Mam przejechane 34494.46 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 18.49 km/h.
Więcej o mnie.

2019 baton rowerowy bikestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl

Moje rowery

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Ka2.bikestats.pl

  • DST 142.48km
  • Czas 09:39
  • VAVG 14.76km/h
  • Sprzęt Trekuś
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Śladem MRDP - dzień 11

Poniedziałek, 30 kwietnia 2018 · dodano: 01.05.2018 | Komentarze 2

Dzień, w którym zaczęłam naprawdę bać się zjazdów ... ale o tym za chwilę.
Przejrzałam fotki Mario i już wiem co to za trzecia kolejka :D "głupi ma zawsze szczęście" :D ... znaczy "po szczęście" ;) (tak wiele go mieliśmy podczas tej wyprawy).
Upał, a my (nie to, żebym sugerowała, że Mario głupi - w końcu  160 IQ to nie w kij dmuchał) mamy fantastyczny wiatr w twarz podczas podjeżdżania pod najwyższe wzniesienia :D Wielu by narzekało, ale uwierzcie, to zbawienne było ... te podmuchy były baaaaardzo przez nas wyczekiwane ... wiele razy w ciągu dnia padały słowa "jak dobrze, że wieje" ... pamiętasz Mariusz? 
Zaglądam na bloga Mario w celu odwieżenia pamięci za pomoca zdjęć, a tam relacja ... wziął mnie i dogonił ... oj jak to brzmi :D ... wcale nie wziął ... ale dogonił :D
Ciekawe wrażenie, siedzimy kilka kilometrów od siebie robiąc to samo (spisując relację) ... prykaz dostałam ... "pisz sercem i duszą" ... więc piszę ...
Jadziem, km na zjazdach przybywają, mijamy wielką reklamę "Chata cyborga", no jakrzesz tam foty nie uczynić :) I mi się udało załapać, wyszło żem cyborgini (prawie bogini) i gdzie tu ta górska pokora :D
Puchaczówka ... podjeżdżam po kamulcach wielkich jak na naszym ukochanym GV ... cieszę się jak dziecko, kiedy wiatr pcha mnie pod górkę (i takie momenty są), ale wiecie co to oznacza - że jest wyjątkowo silny ... odczuwamy to na szczycie ... i widzimy. Mariusz chce, żebym TO nagrała, żałuję dziś. Mogłam nagrać wiele urokliwych miejsc i momentów ... nie nagrałam ... są we mnie ... choćbym sięgnęła wówczas po telefon nie oddałabym TAMTEGO momentu. To jedno z najpiękniejszych "drugich" śniadań jakie jedliśmy (jakiś chleb, czy bułka i mielonka krojona kozikiem u chińczyka zakupionym). Schowani za małym domkiem, pod drzewem dającym przyjemny cień, przed nami spokojny widok zazieleniałych od drzew szczytów, z lewej i prawej strony Nas niesamowicie hulający wiatr ... w pewnym momencie z prawej tak pocisnął, że zgarnął piach ze szczytu i poniósł hen przed Nami ... na wprost leżał mój rower ... byłam pewna, że go nie zdmuchnie tylko dlatego, że miał sakwowe obciążniki ... wiatr był tak silny, że trzeba było się świadomie zaprzeć do fotki, żeby nie pchnęło ... nie dziwcie się, że rower przez szczyt prowadziłam ... niemiła dla mnie była perspektywa przewrócenia mnie przez wiatrzycho prosto na ostre kamulce - skóra moja miłą mi jest.
Oj wiało mocno tego dnia, straszyło nas burzą i deszczem. Schowaliśmy się na przystanku, żeby najgorsze przeczekać. Mario zrobił zaopatrzenie w batoniki i bananiki w pobliskim sklepie, siedzimy i szamiemy te łakocia w oczekiwaniu przejaśnienia. Zaskoczeniem dla obojga było to, że wiatr może nas zatrzymać ... gdybyście zobaczyli Nasze miny, kiedy zobaczyliśmy trzy panie w słusznym wieku na rowerach zawzięcie pedałujące pod wiatr :D Batoniki i banany wszamane, zatem ruszamy :D
Wspinaczka na Zieleniec z piękną jak zwykle w górach widokową nagrodą. Odwiedzenie sklepu rowerowego Cyklon, gdzie oboje dostaliśmy nowe klocki. Obsługa pierwsza klasa :)
I dalej góra, dół, góra ... Kasia, prrrrrrrrrr, woła Mariusz, stój ... to naciskam na hamulce z całych sił ... coś Mu się stało ... ja cisnę, a rower dalej jedzie, słyszę trzask w lewym hamulcu ... jeszcze kilka metrów i rower stanął. Myślałam, że Go rozszarpię w pierwszym momencie, ale warto było się zatrzymać. Te skały naprawdę ROBIĄ wrażenie. Od tego momentu jednak WIEDZIAŁAM to, co Mario powtarzał od początku "ze mam spowalniacze, nie hamulce" ... w dodatku zaczęła prześladować mnie świadomość, że w lewym hamulcu coś trzasnęło (pewnie jedna z żyłek linki - tak sobie tłumaczyłam).
Nocleg w Złotym Kłosie miał być, ale na szczęscia udało się tego uniknąć i przenocowaliśmy u przemiłej Pani na ul. Pośnej w Ratnie Górnym. Niestety Google nazwy nie zna, a ja nie pamiętam. Był to kolejny dzień bardzo pozytywnych wrażeń. Cieszę się, że mogłam ich doznać w Towarzystwie ;)


Kategoria Wyczynowość



Komentarze
sierra
| 06:55 środa, 23 maja 2018 | linkuj @Malarzu, to prawda przełęcz Puchaczówka, to miejsce gdzie można się zatracić.
Zapomnieć o wszystkim i napawać oczy niezwykle piękny, ale i czasem nieprzewidywalną i groźną naturą.
@Kasiu, ważne że w pamięci pozostają takie filmy. Może lepiej zachować je dla siebie. Szkoda pozbawiać tych wrażeń i emocji osób, które tam jeszcze nie były.
Polecam to miejsce odwiedzić :)
malarz
| 04:07 środa, 23 maja 2018 | linkuj Wspaniale opisane śniadanie!
Pewnie na tych paniach wiatr nie robił wrażenia ;)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!