Info
Ten blog rowerowy prowadzi K2 z miasteczka Elbląg. Mam przejechane 34494.46 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 18.49 km/h.Więcej o mnie.
2019 2018 2017 2016
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2019, Czerwiec3 - 0
- 2019, Maj13 - 2
- 2019, Kwiecień11 - 4
- 2019, Marzec6 - 0
- 2019, Luty8 - 3
- 2018, Listopad4 - 2
- 2018, Październik7 - 0
- 2018, Wrzesień11 - 0
- 2018, Sierpień4 - 0
- 2018, Lipiec5 - 0
- 2018, Czerwiec13 - 0
- 2018, Maj19 - 17
- 2018, Kwiecień22 - 40
- 2018, Marzec12 - 3
- 2018, Luty12 - 6
- 2018, Styczeń13 - 30
- 2017, Grudzień8 - 12
- 2017, Listopad1 - 2
- 2017, Październik4 - 0
- 2017, Wrzesień7 - 0
- 2017, Sierpień1 - 0
- 2017, Maj13 - 2
- 2017, Kwiecień13 - 1
- 2017, Marzec15 - 6
- 2017, Luty7 - 2
- 2017, Styczeń2 - 0
- 2016, Grudzień4 - 4
- 2016, Listopad11 - 3
- 2016, Październik23 - 6
- 2016, Wrzesień16 - 6
- 2016, Sierpień19 - 0
- 2016, Lipiec17 - 0
- 2016, Czerwiec16 - 0
- 2016, Maj12 - 0
Wpisy archiwalne w miesiącu
Kwiecień, 2018
Dystans całkowity: | 3227.26 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 165:16 |
Średnia prędkość: | 19.53 km/h |
Liczba aktywności: | 22 |
Średnio na aktywność: | 146.69 km i 7h 30m |
Więcej statystyk |
- DST 142.48km
- Czas 09:39
- VAVG 14.76km/h
- Sprzęt Trekuś
- Aktywność Jazda na rowerze
Śladem MRDP - dzień 11
Poniedziałek, 30 kwietnia 2018 · dodano: 01.05.2018 | Komentarze 2
Dzień, w którym zaczęłam naprawdę bać się zjazdów ... ale o tym za chwilę.Przejrzałam fotki Mario i już wiem co to za trzecia kolejka :D "głupi ma zawsze szczęście" :D ... znaczy "po szczęście" ;) (tak wiele go mieliśmy podczas tej wyprawy).
Upał, a my (nie to, żebym sugerowała, że Mario głupi - w końcu 160 IQ to nie w kij dmuchał) mamy fantastyczny wiatr w twarz podczas podjeżdżania pod najwyższe wzniesienia :D Wielu by narzekało, ale uwierzcie, to zbawienne było ... te podmuchy były baaaaardzo przez nas wyczekiwane ... wiele razy w ciągu dnia padały słowa "jak dobrze, że wieje" ... pamiętasz Mariusz?
Zaglądam na bloga Mario w celu odwieżenia pamięci za pomoca zdjęć, a tam relacja ... wziął mnie i dogonił ... oj jak to brzmi :D ... wcale nie wziął ... ale dogonił :D
Ciekawe wrażenie, siedzimy kilka kilometrów od siebie robiąc to samo (spisując relację) ... prykaz dostałam ... "pisz sercem i duszą" ... więc piszę ...
Jadziem, km na zjazdach przybywają, mijamy wielką reklamę "Chata cyborga", no jakrzesz tam foty nie uczynić :) I mi się udało załapać, wyszło żem cyborgini (prawie bogini) i gdzie tu ta górska pokora :D
Puchaczówka ... podjeżdżam po kamulcach wielkich jak na naszym ukochanym GV ... cieszę się jak dziecko, kiedy wiatr pcha mnie pod górkę (i takie momenty są), ale wiecie co to oznacza - że jest wyjątkowo silny ... odczuwamy to na szczycie ... i widzimy. Mariusz chce, żebym TO nagrała, żałuję dziś. Mogłam nagrać wiele urokliwych miejsc i momentów ... nie nagrałam ... są we mnie ... choćbym sięgnęła wówczas po telefon nie oddałabym TAMTEGO momentu. To jedno z najpiękniejszych "drugich" śniadań jakie jedliśmy (jakiś chleb, czy bułka i mielonka krojona kozikiem u chińczyka zakupionym). Schowani za małym domkiem, pod drzewem dającym przyjemny cień, przed nami spokojny widok zazieleniałych od drzew szczytów, z lewej i prawej strony Nas niesamowicie hulający wiatr ... w pewnym momencie z prawej tak pocisnął, że zgarnął piach ze szczytu i poniósł hen przed Nami ... na wprost leżał mój rower ... byłam pewna, że go nie zdmuchnie tylko dlatego, że miał sakwowe obciążniki ... wiatr był tak silny, że trzeba było się świadomie zaprzeć do fotki, żeby nie pchnęło ... nie dziwcie się, że rower przez szczyt prowadziłam ... niemiła dla mnie była perspektywa przewrócenia mnie przez wiatrzycho prosto na ostre kamulce - skóra moja miłą mi jest.
Oj wiało mocno tego dnia, straszyło nas burzą i deszczem. Schowaliśmy się na przystanku, żeby najgorsze przeczekać. Mario zrobił zaopatrzenie w batoniki i bananiki w pobliskim sklepie, siedzimy i szamiemy te łakocia w oczekiwaniu przejaśnienia. Zaskoczeniem dla obojga było to, że wiatr może nas zatrzymać ... gdybyście zobaczyli Nasze miny, kiedy zobaczyliśmy trzy panie w słusznym wieku na rowerach zawzięcie pedałujące pod wiatr :D Batoniki i banany wszamane, zatem ruszamy :D
Wspinaczka na Zieleniec z piękną jak zwykle w górach widokową nagrodą. Odwiedzenie sklepu rowerowego Cyklon, gdzie oboje dostaliśmy nowe klocki. Obsługa pierwsza klasa :)
I dalej góra, dół, góra ... Kasia, prrrrrrrrrr, woła Mariusz, stój ... to naciskam na hamulce z całych sił ... coś Mu się stało ... ja cisnę, a rower dalej jedzie, słyszę trzask w lewym hamulcu ... jeszcze kilka metrów i rower stanął. Myślałam, że Go rozszarpię w pierwszym momencie, ale warto było się zatrzymać. Te skały naprawdę ROBIĄ wrażenie. Od tego momentu jednak WIEDZIAŁAM to, co Mario powtarzał od początku "ze mam spowalniacze, nie hamulce" ... w dodatku zaczęła prześladować mnie świadomość, że w lewym hamulcu coś trzasnęło (pewnie jedna z żyłek linki - tak sobie tłumaczyłam).
Nocleg w Złotym Kłosie miał być, ale na szczęscia udało się tego uniknąć i przenocowaliśmy u przemiłej Pani na ul. Pośnej w Ratnie Górnym. Niestety Google nazwy nie zna, a ja nie pamiętam. Był to kolejny dzień bardzo pozytywnych wrażeń. Cieszę się, że mogłam ich doznać w Towarzystwie ;)
Kategoria Wyczynowość
- DST 215.05km
- Czas 09:46
- VAVG 22.02km/h
- Sprzęt Trekuś
- Aktywność Jazda na rowerze
Śladem MRDP - dzień 10
Niedziela, 29 kwietnia 2018 · dodano: 30.04.2018 | Komentarze 2
Przyjemnie rozpocząć dzień kręcąc po Ustrońskich ściażkach rowerowych. Z całą stanowczością muszę potwierdzić, że mężczyźni posiadają znacznie skuteczniejszy zmysł orientacji - ode mnie ;) Wieczorem prowadził Wujek Google (moimi "rączkami"), rano Mario pięknie wyprowadził nas na traskę MRDP. Czasami Mario przeprowadza testy na mnie i pada pytanie "to w którą stronę teraz?" :D Zgadnijcie, czy mam szczęście w hazardzie :DPodobno kto nie ma szczęścia w hazardzie, ten ma w miłości ... chyba sromotnie pomyliłam kolejki u Pana Boga i poszłam do jakiejś trzeciej ... wiecie, jaka to? Ja jeszcze nie odkryłam ;)
Tego dnia słoneczko mocno daje się we znaki. Jest naprawdę upalnie, szczęśliwie większość trasy raczej po płaskim prowadzi. Obawy o kolejny dzień pałętać się zaczęły mi po zwojach ... i dobrze. Przynajmniej następnego dnia zaskoczki nie było. Mario często powtarzał "góry uczą pokory". Mnie nie nauczyły, chyba miałam jej już sporo przed. Mariusz tym bardziej. On od początku nie wierzył, że damy radę (nie tylko we mnie nie wierzył, On w siebie wątpił) ... Mario drugie imię to Wątpiciel :) ... Panie daj mi siły, by Jego wątpień nie przejmować :D ... jak na razie daję radę, ale tylko wtedy, kiedy NAPRAWDĘ chcę :) Mariusz potrafi znaleźć tysiące przeciw :D Jak mi się śmiać chciało, kiedy w zeszym roku Panowie (Mario i Tomek) zaczęli roztrząsać jak to fatalnie przygotowaliśmy się do wypadu na Jurę :D Ile Oni zagrożeń nagle odkryli :D Tak wiem, "przezorny, zawsze ubezpieczony" :D ... tylko, że nie da się wszystkiego przewidzieć ...
Upał to drugie imię tego dnia. Przeglądam zdjęcia Mario i co zdjęcie, to wspomnienie palącego Słońca ... cudownie zimne Tymbarki z całkiem na miejscu przesłaniem ... Ławeczka, gdzieś po drodze "zrobiłem Ci fotkę jak machasz nogami" :) ... przejazd przez Czechy ... "ahoj" ... płaskie, przyjazne ... naprawdę przyjemny fragment MRDP :) ... do dziś nie wiem, czy mijani przez nas rowerzyśli to Polacy, czy Czesi byli :)
Pamiętam ten moment, kiedy zaparkowałam na miejscu dla niepełnosprawnych "to dobre miejsce, bo sprawność mi powoli upał odejmuje".
Później wstawię fotkę z Głubczyc ... tuż obok nowoczesnego Lidl stoi bardzo duży, umierający budynek ...
Tak gorąco ... oboje byliśmy zgodni, że schowanie się w cieniu Pirackiego parasola pod Laskowicami na godzinę, to najlepszy z możliwych wyborów. Tam skosztowaliśmy zielonego browara i niefortunnie wybranej przeze mnie wysuszonej piersi kurczakowej ... ale cień dał radę :D
To był kolejny bardzo dobry dzień :) Na trasie dominowały przecudnie żółte i równie przecudnie pachnące pola rzepakowe ... gorąc też jest przyjemna, kiedy się odpowiednio klepki poprzestawia :) Nocleg w Złotym Stoku, gdzie za Nasze "szaleństwo" rabat dostaliśmy :)
Krótki, ale przyjemny spacerek po zimnego browca na sen :) Miło powspominać :) Jak dobrze Mariusz, że zdecydowałeś się mi towarzyszyć :)
Kategoria Wyczynowość
- DST 184.89km
- Czas 09:43
- VAVG 19.03km/h
- Sprzęt Trekuś
- Aktywność Jazda na rowerze
Śladem MRDP - dzień 9
Sobota, 28 kwietnia 2018 · dodano: 28.04.2018 | Komentarze 1
No i co ja mam teraz pisać :D Podjazd, zjazd, podjazd, zjazd, podjazd, zjazd, stromy podjazd, stromy zjazd ... pot z czoła, bo podjazd ... pot na czoło, bo zjazd ... kurcze, jak ja się bałam na tych zjazdach ... przypomniały mi się zeszłoroczne Kaszuby ... tam straciłam na 20 km habulce przednie, tył zużyty ... zostałam praktycznie bez hamulców ... to było naprawdę ciekawe doświadczenie. Nie lubiłam podjazdów przecież, a przez brak hamulców czekałam na nie. A szczytów obawiałam się, bo tuż za nimi czaił się zjazd. Czujecie ten absurd? Wyczekiwać jazdy pod górkę, uciekać od zjazdów. Tym razem było podobie, ale tylko PODOBNIE. No przecież nie napiszę, że wyczekiwałam podjazdów :D Albo, że nie wyczekiwałam osiągnięcia szczytu :D Nie napiszę też przecież, że zjazdy bym chętnie sobie darowała, bo momentami tyyyylllle frajdy z nich było, ale tylko momentami.Od rana czuję, że jazda nam opornie idzie. Gorąc daje się we znaki. Czas obiadu. Trafiamy do jakiejś knajpy, zamawiam kebaba na szybko, dla Mario makaron ... nie zapytałam ile to potrwa ... czekamy, czas płynie ... we mnie powoli poddenerwowanie się uruchamia ... przed wyruszeniem w trasę z Mariuszem obawiałam się tylko jednego - że czasu zbyt dużo nam będzie umykało z powodu przerw na papu. Ten kto Mariusza zna wie, że Mario KOCHA jeść. A przygotowanie papu TRWA. No i tym razem TRWAŁO. Niemal godzinę "straciliśmy" ... Mario wyczuł, a może nawet wysłuchał (nie pamiętam, czy powiedziałam wprost) ... czas "stracony" na papu pięknie później nadrobiliśmy - Mario uruchomił tryb "cyborg" i ostatnie kilometry sprawnie bardzo pojechały.
Pamiętam okolice Istebnej ... podjazd ... piękne szczytowanie ... ale ten zjazd ... tragiczny asfalt, ja nauczona już doświadczeniem amortyzator miałam zablokowany (dopiero w górach poczułam przewagę amorka zablokowanego nad niezablokowanym) ... ręce sztywne, bo kierownicę wyrywało, cała napięta, zęby zaciśnięte ... oj ... lepiej paszczaka otworzyć, żeby zębów nie stracić (i język schować, żeby nie przygryźć ... ale nie za szeroko, żeby muszek nie wszamać zbyt wiele) ... mieliście kiedyś takie dylematy na zjazdach? :D
Pamiętam też, że Mario "trochę" przegiął. Zjazd długi, pojechał bez hamowania, wyprzedził mocno, nie poczekał ... czy przegapiłam zjazd? ... uruchamiam Locus ... nie, jestem na trasie ... nie wierzę, że nie poczekał ... mijam strażaków na galowo, jakaś miejscowa imreza ... nie ma Go ... nie wierzę że nie poczekał ... jadę dalej, zaraz sprawdzę ma endomondo, może Go przegapiłam ... zerkam na telefon, nikt nie dzwoni ... może Mu się coś stało ... zatrzymuję się, sprawdzam Jego ślad w endomondo ... nie wierzę, że nie poczekał ... jest przede mną ... wiem, długi zjazd, więc jest miło ... i tak nie wierzę w to co widzę ... cóż ... jadę dalej ... wolniej, jak to w takich sytuacjach, koncentruję się na otoczeniu, dość trudne, bo na zjazdach jedyne co słyszę, to szum wiatru w uszętach ... jest, stoi ... chyba nawet nic nie powiedziałam ...
Nocleg w Willa Oliwia ... czysto, ładnie, ale nie polecam ... nie lubię ludzi TAK na kasę lecących.
Ustroń - bardzo przyjemne miasteczko - w sezonie jednak OBLEGANE. Co kto lubi ;) Ja tam czas spędziłam miło ;)
Kategoria Wyczynowość
- DST 157.73km
- Czas 08:33
- VAVG 18.45km/h
- Sprzęt Trekuś
- Aktywność Jazda na rowerze
Śladem MRDP - dzień 8
Piątek, 27 kwietnia 2018 · dodano: 27.04.2018 | Komentarze 4
To prawda, że warto w górach dzień rozpocząć od podjazdu. Zimno, zimno, dzień wcześniej po kilku km kolejne warstwy odzieży zdejmować zaczęłam ... dziś palce drętwieją z zimna, a zjazdu końca ni ma ;)Mgła skutecznie uniemożliwia podziwianie widoków ... ale też ma swój urok. Na fotkach Mariusza widać magiczną atmosferę jej towarzyszącą. Zjazd się skończył i mogę nareszcie założyć ciepłe skarpety. W tak pięknych okolicznościciach przyrody ... nad rzeką mgłą osnutą, w oddali most woła "przejedź po mnie" - tam ścieżka prowadzi, a my musimy (chcemy) śladem MRDP ... po głównej ... w towarzystwie blachosmrodów ... nie lubię tego ... ale powoli przywykam ... widoki rekompensują mi głośne towarzystwo. Pamiętam relację Marzenki, że z Zakopanego uciekała przed męczącym ludzkim towarzystwem ... kilkanaście godzin później okazało się, że znowu mamy szczęscie :) ..., a może to ja mam? Od dłuższego czasu poznaję kolejne, zazwyczaj mocno turystami zapełnione miasta w czasie, kiedy puste niemal są :) Moi współtowarzysze zadziwiają się, że tak pusto, a ja chytro się wówczas uśmiecham :)
Tu jest tak pięknie ... mijamy kolejne miejscowości ... Muszyna ... Piwniczna Zdrój (woda nie powaliła i dobrze w sumie, bo jeszcze długa droga przed nami) ... Stary Sącz ... Zabrzeź ... gdzieś po drodze zatrzymujemy się na stacji paliw ... kto mnie zna ten wie, że często się uśmiecham, tu nie jest inaczej :) ... chociaż długo czekam na Mario, głowa sama opada ze zmęczenia, jak tu się nie uśmiechać, kiedy w oddali takie widoki przede mną :)
Kolejna stacja paliw ... dwóch rowerzystów na kolarkach, na lekko ... dokładnie tak, jak powinno się jeździć po górach ... koszulki "Północ-Południe" ... widzę, że Mario z nimi rozmawia ... wyszli ... przywitali się bez entuzjazmu żadnego ... najwyraźniej nie słuchali Mario ... przypadłość facetów (co z Wami Panowie, że słuchać nie umiecie) ... podsumowali, że dobrze będzie, jeśli do końca długiego weekendu w Świeradowie Zdroju się znajdziemy. Panowie najwidoczniej problemy z matematyką na poziomie podstawowym mają, skoro takie rzeczy zarzucili. Agresor i niechęć mi się uruchomiły, ale to po czasie ... poza tym jestem na tyle zmęczona, że tylko młodziecze "ŻAL" przemyka mi po zwojach.
Koszulki kuźwa zakładają, bo przejechali tysiaka i z góry innych rowerzystów/ludzi traktują ... nie lubię bym kliknęła chętnie ...
A gdzie zachęta? Wsparcie? Nakręcanie do działania?
Czas ruszać w drogę, kolejne szczytowania przeżywać ;) Najpierw pot się leje ze skroni (ja wiem, że to u mężczyzn częsta przypadłość, ale uwieżcie, że kobietom często się to nie zdarza), później szczytowanie dosłowne i ... dosłowne :D ... a później długi odlot (zjazd znaczy) ... i tu dla mnie już tak przyjemnie nie jest ... ręce bolą od naciskania hamulca ... pulsacyjnie hamuję ... wiem, wiem ... pulsacyjnie to miło ... ale nie w tym przypadku :D
I tak nakręcona niezmiernie pozytywnie tego dnia jestem. W końcu zamek w Niedzicy czeka :) W tym przypadku Mario sromotnie przegrałby, gdyby zechciał nie zboczyć z drogi :D Nawet przez moment nie próbował :D
Zamek z daleka robi wrażenie, tuż pod bramą jakoś mizernie wygląda. Do środka nie wchodzimy, to nie ta wycieczka ;) Ale fotkę wspólną zaliczamy (to chyba pierwsza?). Widoki niezmiennie, obłędnie piękne (językiem Mario - zajebiste). Tak na marginesie pytanie do czytających: które określenie bardziej wzmacnia przekaz - "obłędnie piękne", czy "zajebiste"? ;)
Kolejny punkt - "Łapszanka" - najpierw delikatesy, kiedy to Mario zapomniał, że dziś piątek i ja słodyczy nie jem :D Kupił 5 lodów, które musiał wszamać sam ... kto zna Mario ten wie, że dla Niego to nie problem :D Obsłużyła nas rodowita gorolka ;) Dostaliśmy dwa krzesełka, żebyśmy mogli odpocząć (Pani wiedziała, że MUSIMY odpocząć przed wjazdem na Łapszankę). To prawda co powiedziała "kiedy tam wjedziecie, poczujecie się jak w prawdziwych górach". Kiedy tam wjechałam poczułam, że ŻYCIE JEST PIĘKNE. Mario nie pamięta Łapszanki, ja wręcz przeciwnie. To drugi raz, kiedy poczułam TEN spokój. Tam napradę ładnie jest :) Mario walczył z fotopstrykiem, a ja poszłam na stronę (da się tam schować pomimo braku krzaczka) :D
Głodówką Mariusz mnie straszył od dnia poprzedniego. Dwóch ww. rowerzystów stwierdziło, że fajnie żeby udało nam się dostać na Godówkę, tam nocleg gwarantowany. Moje wylicznki googlowe wskazywały, że damy radę dalej niż do Głodówki, ale pokornie milczałam i czekałam na ten armagiedon :D Nie taki diaboł straszny ;) Wjechaliśmy, przejechaliśmy i na nocleg trafiliśmy do całkiem przyjemnej miejscówki we wcale niezatłoczonym Zakopanem :D Próbuję znaleźć dokładną nazwę tego miejsca, jednak za dużo tego w meteor24. Może Mario będzie miał lepszą pamięć :D:D:D
Zakopane zarówno wieczorem, jak i o poranku puste i przyjemne :) Dobre Towarzystwo to podstwa ;)
Kategoria Wyczynowość
- DST 178.95km
- Czas 10:22
- VAVG 17.26km/h
- Sprzęt Trekuś
- Aktywność Jazda na rowerze
Śladem MRDP - dzień 7
Czwartek, 26 kwietnia 2018 · dodano: 27.04.2018 | Komentarze 3
Piękny wschód Słońca. Już w trasie byliśmy. Chłód i wilgoć na zewnątrz, ale ciepełko w serduchu. Kolejny moment, kiedy chciałabym się zatrzymać, jednak trzeba jechać dalej.Jedyny dzień z deszczem. Cieszę się, że fotki Mario zawierają same piękno tego dnia. Nie widać momentów, kiedy jechaliśmy drogami szybkiego ruchu, z góry deszcz, z boku tiry, w dodatku własny pot czułam, bo jechaliśmy nie tylko z góry, ale też pod górę. Taki dzień też był potrzebny. O dziwo - to nie było dla mnie trudne, podobnie jak kolejne wzniesienia i te kilometry w deszczu trzeba było po prostu przejechać. Kiedy Taki Cel przed oczami, to górki, deszcz i wiatr przestają mieć znaczenie. Po prostu trzeba to przejechać. Zwalniasz, ale nie przestajesz ... tak bardzo dostrzegalne dla mnie się stało, że CHCIEĆ TO MÓC. Jeśli coś jest zależne ode mnie, a na dodatek otrzymuję wspaniałe Wsparcie jak od Mariusza to wszystko mogę. Niemożliwe zupełnie przestaje istnieć.
Dojechaliśmy do Gorlic. I tu okazało się, że marka "dobre sklepy rowerowe" słuszna jest. Mario w "Ostrekoło" dostał nowe klocki, ja też. Młody człowiek kawał świata już na rowerze zwiedził i sprawnie nas opatrzył :) Polecił tanie i dobre jadło. Mario skwitował, że to niemożliwe "żeby było dobrze i tanio" ... kiedy jednak skosztował tych pierogów myślę, że zdanie zmienił :)
Cały ten dzień minął nam pod znakiem urokliwych cerkwi. Za jedną z nich, pod Banicą Mariusz okazał pełnię swojej cyborgowatości. Uważam, że było to najbardziej strome wzniesienie. Podprowadzając rower brodę opierałam na kierownicy, bałam się, że nadwyrężę łydki na tym podchodzie ... podchodzie dla mnie, bo Mario TO podjechał! WOW!!! Wg Garmina było to 17 procent!
Nocowaliśmy w Pokojach Gościnnych Iwonka. Miła Gospodyni uprała nam ubrania i użyczyła suszarki. Jedne z nielicznych miejsc, gdzie jeszcze było palone. Ciepłe grzejniki pozwoliły prawie wysuszyć rzeczy ... to prawie okazało się zgubne dla Mario ostatniego dnia naszej wyprawy ... aż mi się wierzyć nie chce, że to tyle dni minęło ... coś mi się widzi, że fakty poplątałam z deczko ... czekam na sprostowanie ;)
Kolejny piękny dzień ... tęsknię ...
Kategoria Wyczynowość
- DST 141.59km
- Czas 08:55
- VAVG 15.88km/h
- Sprzęt Trekuś
- Aktywność Jazda na rowerze
Śladem MRDP - dzień 6
Środa, 25 kwietnia 2018 · dodano: 27.04.2018 | Komentarze 2
Poprosiłam swoje Dziecię (lat 20), żeby przeczytało moją relację z poprzeniego dnia ... czy strawna jest ... okazała się chyba niestrawna ... moje Dzięcię (obserwowałam) co chwilę brwi unosiło nad wyraz wysoko :D Konkzuzja była taka "pisz jak chcesz, to Twoje przecież, tylko czasowników nie stawiaj na końcu ... dobrze, żeby tego żaden nauczyciel polskiego nie czytał" :DTakże Halszce (mojej Macosze) linków nie podeślę :D
Szczegółow dnia 6 prawie nie pamiętałam. Fotki Mario pomogły. Może, kiedy porozmawiamy przypomni mi się więcej i dopiszę coś niecoś później ...
Z Przemyśla długo wyjeżdżaliśmy ... kiedy obejżałam fotki, przepomniało mi się, że to TEN dzień. Dzień kiedy poczułam taki ogromny spokój, kiedy pokochałam góry ... ale to dopiero po Ustrzykach Górnych ... oj straszona nimi byłam ... i dobrze ... żadnych popisów, siłówek, tylko pokorne, spokojne biegi 1/1 i pedałujemy ... powoli, nieustępliwie, bez żalu i nerwów ... to po prostu trzeba przejechać, kolejny punkt do odhaczenia. Na zdjęciach widać już mój uśmiech. Jak dobrze jest TO wspominać.
Mario wie już, że jednym z moich ulubionych deserów jest szarlotka na ciepło z lodami :) I skosztowalismy szarlotkę w kultowym miejscu ... w Caryńskiej ... piękne miejsce ... i na zewnątrz ... i w środku ... i obsługa miła ... i widoki ... i atmosfera ... i TOWARZYSTWO ;)
A później poczułam, że góry kocham ... pamiętasz Mario TĘ serpentynę? Jedynym śladem ludzkiej obecności był równiutko położony asfalt ... próbowałam oddać tę atmosferę na zdjęciech, ale w ogóle mi się to nie udało. Czułam, że jesteśmy TAM sami w promieniu kilkunastu, jeśli nie kilkudziesięciu kilometrów. Młodziutka zieleń wokół, ptaki nawołujące partnerki ... słowa, obrazy nie są w stanie tego przekazać. Bieszczady naprawdę są dziewicze ...
Oj przydałby mi się teraz talent Marzenki KOT ... jestem pewna, że pięknie sprzedałaby słowami atmosferę, którą wtedy tam poczułam.
Ciekawa jestem, czy na Tobie Mariusz też tamta serpentyna zrobiła tak duże wrażenie.
Nocowaliśmy w Domu Wypoczynkowym w Kalnicy. Wynegocjowałam pokój z widokiem na Smerek. Miałam wrażenie, że Pan Stróż celowo nas zagadywał, żeby Panie Sprzątające mogły w tym czasie ogarnąć pokój :D Jednak kapryśna kobietka zdanie zmeniła i postanowiła, że pokój obok (większy i z widokiem na Smerek) jest lepszy ... w związku z tym kurze gnieniegdzie sama powycieralam (przed sezonem było;)) Załoga przesympatyczna, widoki także ... towarzystwo niezmiennie pierwszorzędne ... czegóż chcieć więcej?
To był naprawdę dobry dzień :)
Kategoria Wyczynowość
- DST 252.53km
- Czas 11:24
- VAVG 22.15km/h
- Sprzęt Trekuś
- Aktywność Jazda na rowerze
Śladem MRDP - dzień 5
Wtorek, 24 kwietnia 2018 · dodano: 27.04.2018 | Komentarze 3
Przeglądam fotki Mariusza i wracają wspomnienia. To też dobre spisywać wrażenia po jakimś czasie.Ma się wówczas okazję wrócić wspomnianiami do całkiem przesympatycznego okresu ;) Na bieżąco spisywanie wrażeń nierealne było. Wspominam wieczory, kiedy podpierając opadającą ze zmęczenia głowę planowałam kolejny dzień. Jak najwięcej km, ale jeszcze za dnia (po prostu grzechem byłoby przejechać góry nocą). Dziś posmakowaliśmy góreczek. Ale zanim do tego doszło ...Mario już trzeci dzień narzeka na ból szyi, kiedy jedziesz dzień w dzień od rana do wieczora każdy dyskomfort potęguje się. Na początku aparat obijał Mu się o części istotne dla mężczyzn (dla pięćdziesięcioletnich rowerzystów podobno mniej istotne :D). Przesunął zatem mój Współtowarzysz podróży aparat nieco wyżej i klamerka podrażniać mu szyję zaczęła. Na dystansie 100 km nie miałoby zapewnie jedno i drugie większego znaczenia, na dystanie +200 jednak wpływ ogromny ma. Mojego komina nie chciał, twardziel. Mała dygresja: kiedy obserwowałam Mario jadącego z tym ciężkim plecakiem (tyłeczkowi się dostało), czy nie zważającym na to, że klamra zdziera mu skórę z szyi szczerze powątpiewam w mit, że to kobiety są bardziej odporne na ból). Wcacając do klu ...
W oczach Mario (choociaż akurat za Nim jechałam :D) dostregłam ogromną NADZIEJĘ, kiedy naszym oczom ukazał się zakład krawiecki ... i tu fota kiedyś będzie, kiedy już sprzęty elektroniczne przestaną się ze mną droczyć ... Przesympatyczna młoda parka równie zakręconych ludzióffff co my ... tylko nieco inaczej. Pan bez szycia ogarnął temat aparatu (wystarczyło podpiąć do tego nieszczęsnego ciężkiego plecaka - jednak posiadającego praktyczne dodatkowe mocowania - pasek od aparatu) - przez co stałam się niezbędna Mario do zdejmowania i zakładania plecaka :D (mniemam, że tego zdania nikt nie pojmie - mój umysł ścisły przegrzania właśnie doznaje, na tych dywagacjach) :D
W każdym razie problem bólu szyi rozwiązany za jednym kliknięciem, poza tym w ramach "kary" dla mnie (bo do samego Elbląga dowiozłam) dostaliśmy w prezencie książkę "Malowniczy Wschód". Kiedy obejrzycie fotki Mario, zobaczycie na czym polega hopelek tej Przesympatycznej Parki ... przepraszam, ale nie pamietam z ilu części i jak długo zajęło im ułożenie tych puzzli. Uwielbiam pozytywnie zakręconych ludzi :)
Tego dnia nie jeden problem został rozwiązany. Okazało się, że ABS z którym borykałam się od jakiegoś miesiąca, to nie "klocki, które czasem tak mają" tylko pękająca obręcz. Kuźnia rowerowa w Hrubieszowie prawdopodobnie uratowała mi życie, a co najmniej kończyny - na pewno zaś całą Wyprawę. Kupiłam nowe koło, akurat mieli identyczne jak moje. I zamiast pozbyć się ociężałej piasty z prądnicą mam teraz dwie:D
Podczas walki, którą odbywał Właściciel Kuźni Rowerów poszliśmu z Mario COŚ przekącić. Trafiliśmy do knajpy, którą rewolucjonizowała Gesslerowa ... podobno wydała niepochlebną opinię ... może w wolnej chwili (hahahahahaha) obejżę ten odcicnek ... w każdym razie naleśniki ze szpinakiem były PYSZNE, a właścicielka sprawiła, że już tam raczej nie wrócę ... no chyba, żeby jej nawtykać ... mało komfortowe i zachęcające do odwiedzania lokalu jest strofowanie (bardzo delikatnie TO nazwałam) pracownicy przy klientce ... co mi się u licha stało, że od razu nie wyraziłam swojej opinii do tego babszylątka ... może to "wina" od czasu do czasu skutecznie łagodzacych mój temperament uwag Mario ... hmm ...
A wieczór też był ciekawy :D Nocowaliśmy w hotelu jednogwiazdkowym w Przemyślu :D :D :D Rowery zostały zamknięte w sali balowej ... jak usłyszałam komentarz Pani, która akurat nocny dyżur miała poprosiłam o chowanie rowerków GŁĘBIEJ, tak żeby przez okno widziane nie były :D ... hotel pełen Ukraińców :D ... chyba właściciele wiedzą COŚ więcej, bo nawet pokój dostaliśmy niedaleko dyżurki :D
A w pokoju głębokie PRL ... może nawet najgłębszy ze wszystkich jakie mieliśmy okazję poznać w ciągu tych 17 dni :D ... pod prysznicem zasłonka z niewiedzieć jakiego przeciągu (Mario, zamnij okno, bo wieje mi tu ... Zamknąłem) przyklejała się do mnie, a ja do ściany tak, żeby jej nie dotknąć ... czy Wy wiecie jaka to SZTUKA, wyjść bez uszczerbku na psychice spod takiego prysznica? :D
Przemyśl zrobił na Nas wrażenie ... zdjęcia tego nie oddają ;)
Kategoria Wyczynowość
- DST 173.63km
- Czas 07:07
- VAVG 24.40km/h
- Sprzęt Trekuś
- Aktywność Jazda na rowerze
Śladem MRDP - dzień 4
Poniedziałek, 23 kwietnia 2018 · dodano: 23.04.2018 | Komentarze 2
Tak jak obiecałam, do Noclegi Zameczek zajechaliśmy na śniadanie. Pan pokazał przygotowane dla nas zeszłego wieczoru zimne, rodzime EB. Obejrzeliśmy przygotowany dla nas pokój. Skromniutko, ale czyściutko ... nie wiem dlaczemu akurat mi pokazał apartament dla nowożeńców :D Śniadanie wprost królewskie. Widok przyjemny, spokojny taki. Bardzo sympatyczna para gospodarzy :)Widać, że wkładają wiele pracy w to, żeby miejsce pozwalało gościom przyjemnie odpocząć. Oboje polecamy Noclegi Zameczek w Konstantynowie, pomiędzy Siemiatyczami, a Terespolem.
Na czwarty dzień w swoim pierwotnym planie miałam nocleg zaplanowany we Włodawie. Ku mojemu przerażeniu, właśnie tam Mario chciał przenocować ... ale, że jak? Po to do północy kręciliśmy, tyle km przejechaliśmy, żeby teraz na równinie zatrzymac się po 130 km? To sabotaż po prostu :( ... no żart jakiś po prostu :( ... do tego zarzut, że nie dbam o współtowarzysza, tylko cel się dla mnie liczy :( ... to zadbałam. Po nieudanych próbach znalezienia noclegu w okolicach Dorohuska, tuż po tym jak żal wyjeździłam wjechaliśmy do woli Uhruskiej. W spożywczaku Pani sprzedała mi informację, że w Zajeździe Gibson wolne pokoje pewnie są. I były. Dwie jedynki wzięłam, po to, żebym mogła czmychnąć Mariuszowi, coby nie musiał już się kłopotać niewdzięcznym kompanem. Ale nie czmychnęłam. I dobrze, bo już następnego dnia postawa Mario uległa radykalnej zmianie. W końcu zobaczyłam, że i jemu zależy, żeby MRDP przejechać.
Kategoria Wyczynowość
- DST 296.15km
- Czas 12:52
- VAVG 23.02km/h
- Sprzęt Trekuś
- Aktywność Jazda na rowerze
Śladem MRDP - dzień 3
Niedziela, 22 kwietnia 2018 · dodano: 23.04.2018 | Komentarze 3
Już drugiego dnia mój plan okazał się mocno niedoszacowany. Z Mariuszem przed sobą/obok siebie - zależy od siły i kierunku wiatru ;) - odległości dzienne mogły być znacznie większe ... więc zaznaczyłam w Locusie w linii prostej Terespol. Bez dokładnej analizy Mario stwierdził - cel Terespol ... wiedziałam, że to za daleko. W ciągu dnia również "na oko" (a dosłownie "na palce") wyznaczyłam, że do Terespola nie dojedziemy, ale do Konstantynowa damy radę ... Noclegi Zameczek - polecamy ... ale o tym za chwilę.I dzień mijał, kilometry pokonywaliśmy, gdzieś w polu, na skraju lasu, na słonku jakieś kabanosy wcinaliśmy, kilometry leciały, a końca ni widu, ni słychu ... właściciel Noclegi Zameczek zapewniał, że o jakiejkolwiek porze nie dotrzemy, to nocleg mieć będziemy ... 30km do Konstatantynowa na naszej drodze zajazd się objawił. Z nadzieją, ale i rozczarowaniem nacisnęłam na dzwonek. Otworzył meżczyzna całkiem przytomny. Stwierdził, że ma wolny pokój dla dwóch osób. Z pewną dozą ulgi weszliśmy do środka. Poszłam obejrzeć proponowany pokój ... a tam ... łoże małżeńskie :D ... yyyyy ... a z oddzielnymi łóżkami nie ma? Jest ... ale mniej komfortowy - rzeczywiście był mniej komfortowy, głęboki PRL ... Pan jeszcze kilka razy usiłował namówić, na pokój o wyższym standardzie ... nie zdziwiłabym się, gdyby okazało się, że ukrytą kamerkę tam ma :D ... chyba za karę, że wzięliśmy ten drugi pokój Mario dostał ręcznik z wielką dziurą w rogu :D ... później okazało się, że może być też gorzej :D
Jeszcze tylko telefon do właściciela Noclegi Zameczek w Konstatnynowie. Zapewniłam, że wpadniemy na śniadanie i uregulujemy rachunek za kolację dla nas przygotowaną ... nawet zimne piwo Pan przygotował ... ech ...
Kategoria Wyczynowość
- DST 219.23km
- Czas 10:20
- VAVG 21.22km/h
- Sprzęt Trekuś
- Aktywność Jazda na rowerze
Śladem MRDP - dzień 2
Sobota, 21 kwietnia 2018 · dodano: 21.04.2018 | Komentarze 4
Mazurami garbatymi wciąż straszona ... tylko, że ja już tu byłam i uwielbiam te tereny. Wymagające, ale przecudnie odwdzięczające się widokami. W Baniach Mario zaproponował jedno z moich najulubieńszych dań - kartacze - dla mięsożerca to niebo w gębie. Z tego co pamiętam, to waściciel restauracji zdobył nagrodę za najlepsze kartacze chyba 2 lata temu ... zapodam link do zdjęć, kiedy już Mario wyskrobie swoją relację. Ja fotek robiłam niewiele. Za dużo czasu byśmy tracili. Mario focił z siodełka ...Kartacze po prostu niebo w gębie ... ochów i achów końca nie było ... inni goście musieli mieć niezły ubaw, jeśli słyszeli moje zachwyty nad tą bombą kaloryczną - niezłe uczucie jeść takie Cudeńka bez wyrzytów sumienia :D
- Mario, jedźmy do mostów w Stańczykach. Ostatnio jak byłam, to niebo się nie popisało, zero chmurek, zdjęcia nie powaliły ...
- czas nas goni, w zasadzie to nie zależy mi, zostawmy to na następny raz
- ale to rzut beretem, naprawdę warto, będziesz zadowolony, jak to zobaczysz
- nie zależy mi za bardzo
OK. Myślę sobie, rzut beretem to jest przecież, ale skoro nie chce, to namawiała nie będę, bo skutek pewnie i tak odwrotny będzie, więc jadę w milczeniu ... w milczeniu, bo za Mario :D ... i wielka tablica 1,5 x 2 m z napisem - wiadukty w Stańczykach 1 km w prawo :D ... i skręcił :D ... zatem boski zjazd i podjazd przed nami (o tym Mariuszowi nie wspomniałam :D).
Jak na złość chmurki się rozmyły ... po piękne fotki muszę tam jeszcze wrócić :) Może następnym razem uda mi się skoczyć wahadłowo z tych mostów ...
Za moją namową Mario zszedł pod mosty ... nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć co tam wypstrykał.
Mój poprzedni towarzysz podróży nie dał się namówić na trójstyk granic. Tym razem było po drodze :) Trójstyk zaliczony, fotki pstryknięte z trzech ston - obyło się bez mandatu :D
Po drodze zaliczyliśmy jeszcze wieżę widokową za Wiżajnami. Pogoda cudna. Wiatr w plecy pozwolił sprawnie i z przyjemnością pokonać ten odcinek.
Nocleg w Sejnach, w Domu Litewskim ... Mario kupił browara Panu Stróżowi i zrobiło się sympatyczniej/pewniej :D Oczywiście Pan wypił browara po godzinach pracy ;)
Kategoria Wyczynowość