Info
Ten blog rowerowy prowadzi K2 z miasteczka Elbląg. Mam przejechane 34494.46 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 18.49 km/h.Więcej o mnie.
2019 2018 2017 2016
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2019, Czerwiec3 - 0
- 2019, Maj13 - 2
- 2019, Kwiecień11 - 4
- 2019, Marzec6 - 0
- 2019, Luty8 - 3
- 2018, Listopad4 - 2
- 2018, Październik7 - 0
- 2018, Wrzesień11 - 0
- 2018, Sierpień4 - 0
- 2018, Lipiec5 - 0
- 2018, Czerwiec13 - 0
- 2018, Maj19 - 17
- 2018, Kwiecień22 - 40
- 2018, Marzec12 - 3
- 2018, Luty12 - 6
- 2018, Styczeń13 - 30
- 2017, Grudzień8 - 12
- 2017, Listopad1 - 2
- 2017, Październik4 - 0
- 2017, Wrzesień7 - 0
- 2017, Sierpień1 - 0
- 2017, Maj13 - 2
- 2017, Kwiecień13 - 1
- 2017, Marzec15 - 6
- 2017, Luty7 - 2
- 2017, Styczeń2 - 0
- 2016, Grudzień4 - 4
- 2016, Listopad11 - 3
- 2016, Październik23 - 6
- 2016, Wrzesień16 - 6
- 2016, Sierpień19 - 0
- 2016, Lipiec17 - 0
- 2016, Czerwiec16 - 0
- 2016, Maj12 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
Wyczynowość
Dystans całkowity: | 5358.30 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 280:05 |
Średnia prędkość: | 19.13 km/h |
Maksymalna prędkość: | 48.18 km/h |
Suma podjazdów: | 3536 m |
Liczba aktywności: | 28 |
Średnio na aktywność: | 191.37 km i 10h 00m |
Więcej statystyk |
- DST 164.76km
- Czas 09:31
- VAVG 17.31km/h
- Sprzęt Trekuś
- Aktywność Jazda na rowerze
Lepiej niż śladem MRDP - dzień 17
Niedziela, 6 maja 2018 · dodano: 07.05.2018 | Komentarze 5
Kategoria Wyczynowość
- DST 203.05km
- Czas 10:12
- VAVG 19.91km/h
- Sprzęt Trekuś
- Aktywność Jazda na rowerze
Śladem MRDP - dzień 16
Sobota, 5 maja 2018 · dodano: 05.05.2018 | Komentarze 0
Kategoria Wyczynowość
- DST 252.11km
- Czas 11:50
- VAVG 21.31km/h
- Sprzęt Trekuś
- Aktywność Jazda na rowerze
Śladem MRDP - dzień 15
Piątek, 4 maja 2018 · dodano: 05.05.2018 | Komentarze 0
Kategoria Wyczynowość
- DST 232.08km
- Czas 11:24
- VAVG 20.36km/h
- Sprzęt Trekuś
- Aktywność Jazda na rowerze
Śladem MRDP - dzień 14
Czwartek, 3 maja 2018 · dodano: 04.05.2018 | Komentarze 0
Kategoria Wyczynowość
- DST 210.07km
- Czas 10:31
- VAVG 19.97km/h
- Sprzęt Trekuś
- Aktywność Jazda na rowerze
Śladem MRDP - dzień 13
Środa, 2 maja 2018 · dodano: 03.05.2018 | Komentarze 3
Wstałam z nastawieniem, że poranek do najlżejszych należał nie będzie. Okazało się, że Mario zadbał jeszcze bardziej o to, aby do najlżejszych nie należał :D Stromy podjazd mógł być znacznie mniej stromy, gdybyśmy posłuchali Właścicieli Horyzontu ;) A my tuż po podjeździe skorzystaliśmy ze zjazdu, po to tylko, żeby za chwilkę TO jeszcze raz podjechać :D Toż ja anielskie pokłady wyrozumiałości mam - stwierdziłam po przeanalizowaniu swojej reakcji na konieczność ponownego podjazdu pod TO wzniesienie :)A tak na serio, to nie mogłam się gniewać w najmniejszym nawet stopniu na Mariusza, tak pięknie nas prowadził po śladzie. Pomyłki liczone na palcach jednej ręki (fakt - w górach bolesne) to naprawdę bardzo dobry wynik :)
Tego dnia prześladował mnie strach przed Zakrętem Śmierci. Gdy tam dotarliśmy okazało się, że ponownie Strach ma wielkie oczy. Ten zakręt groźny jest raczej dla samochodów, widok jak to w górach przyprawił o szeroki uśmiech :)
Znacznie więcej strachu odczułam podczas zjazdu Szosą Stu Zakrętów. Myślę, że niejeden rowerzysta przeżywa podczas zjazdów tamtą drogą orgazm rowerowy ;) Ja miałam tam duuużego stracha.
Dziś ostatni dzień delektowania się górskimi widokami. Po drodze też Zamek Czocha. Trzeba kilka km zjechać, ale warto - myślę sobie. Mario już zdążył dostrzec, że zamki lubię, zatem zbytnio nie oponował. Niesmak powstał podczas wjazdu. Byłam zdegustowana, że kasy żądają za wjazd na dziedziniec, który pełny jest dostawczaków, stoisk plastikowych powleczonych reklamami. Mario stanął w kolejce i zapłacił za wejście. Dziękuję. Ja bym grosza nie dała. Te plastikowe stoiska, multum ludzików, zamknięta kawiarnia = brak szarlotki, to skuteczny sposób na wyperswadowanie wycieczki pt. "Śladami najpiękniejszych zamków Polski".
Kategoria Wyczynowość
- DST 123.70km
- Czas 07:44
- VAVG 16.00km/h
- Sprzęt Trekuś
- Aktywność Jazda na rowerze
Śladem MRDP - dzień 12
Wtorek, 1 maja 2018 · dodano: 01.05.2018 | Komentarze 1
Poranek do najcieplejszych nnie należał, z pewnością jednak do wizualnie ajprzyjemniejszych. Agro w Ratnie ma całkiem przyjemne ogrodowe zaplecze. Spokojnie mogę polecić to miejsce :)Tego dnia udało mi się zrobić uważam jedno z najprzyjemniejszych zdjęć Mariuszowi. Wstawię je tu wskrótce ;)
Chociaż jazda zakończyła się dość wcześnie (około 18) uważam, że by to bardzo udany dzień ... szczególnie podjazd do miejsca noclegowego ;) Ośrodek wypoczynkowy "horyzont" ... 4 km w pół godziny ... tego czasu jakoś żadne z nas nie zauważyło .. i dobrze, bo pewnie pod te górki musiałabym dyrdać w pełni zaopatrzona :D A tak to, podjechałiśmu i pół godziny później naszym oczom ukazał się "piękny widok", który jest jednocześnie hasłem do wifi. Zdradzić te info mogę, bo i tak nikomu nie będzie się chciało tam podjeżdżać, żeby z darmowego wifi korzystać :D
Ośrodek męskiej ręki potrzebuje, ale ogólnie daje radę :)
Dzień zakończony w nosem w kartce podczas planowania kolejnego dnia poprzedzony jednak krótkim spacerkiem po usypiacz.
To drugi dzień podczas wyprawy, kiedu musimy przedwcześnie zakończyć jazdę z powodu braku noclegu - jest to jednak okazja do dłuższego odpoczynku wskazanego podczas długich, powtarzających się dzień po dniu dystansów.
Kategoria Wyczynowość
- DST 142.48km
- Czas 09:39
- VAVG 14.76km/h
- Sprzęt Trekuś
- Aktywność Jazda na rowerze
Śladem MRDP - dzień 11
Poniedziałek, 30 kwietnia 2018 · dodano: 01.05.2018 | Komentarze 2
Dzień, w którym zaczęłam naprawdę bać się zjazdów ... ale o tym za chwilę.Przejrzałam fotki Mario i już wiem co to za trzecia kolejka :D "głupi ma zawsze szczęście" :D ... znaczy "po szczęście" ;) (tak wiele go mieliśmy podczas tej wyprawy).
Upał, a my (nie to, żebym sugerowała, że Mario głupi - w końcu 160 IQ to nie w kij dmuchał) mamy fantastyczny wiatr w twarz podczas podjeżdżania pod najwyższe wzniesienia :D Wielu by narzekało, ale uwierzcie, to zbawienne było ... te podmuchy były baaaaardzo przez nas wyczekiwane ... wiele razy w ciągu dnia padały słowa "jak dobrze, że wieje" ... pamiętasz Mariusz?
Zaglądam na bloga Mario w celu odwieżenia pamięci za pomoca zdjęć, a tam relacja ... wziął mnie i dogonił ... oj jak to brzmi :D ... wcale nie wziął ... ale dogonił :D
Ciekawe wrażenie, siedzimy kilka kilometrów od siebie robiąc to samo (spisując relację) ... prykaz dostałam ... "pisz sercem i duszą" ... więc piszę ...
Jadziem, km na zjazdach przybywają, mijamy wielką reklamę "Chata cyborga", no jakrzesz tam foty nie uczynić :) I mi się udało załapać, wyszło żem cyborgini (prawie bogini) i gdzie tu ta górska pokora :D
Puchaczówka ... podjeżdżam po kamulcach wielkich jak na naszym ukochanym GV ... cieszę się jak dziecko, kiedy wiatr pcha mnie pod górkę (i takie momenty są), ale wiecie co to oznacza - że jest wyjątkowo silny ... odczuwamy to na szczycie ... i widzimy. Mariusz chce, żebym TO nagrała, żałuję dziś. Mogłam nagrać wiele urokliwych miejsc i momentów ... nie nagrałam ... są we mnie ... choćbym sięgnęła wówczas po telefon nie oddałabym TAMTEGO momentu. To jedno z najpiękniejszych "drugich" śniadań jakie jedliśmy (jakiś chleb, czy bułka i mielonka krojona kozikiem u chińczyka zakupionym). Schowani za małym domkiem, pod drzewem dającym przyjemny cień, przed nami spokojny widok zazieleniałych od drzew szczytów, z lewej i prawej strony Nas niesamowicie hulający wiatr ... w pewnym momencie z prawej tak pocisnął, że zgarnął piach ze szczytu i poniósł hen przed Nami ... na wprost leżał mój rower ... byłam pewna, że go nie zdmuchnie tylko dlatego, że miał sakwowe obciążniki ... wiatr był tak silny, że trzeba było się świadomie zaprzeć do fotki, żeby nie pchnęło ... nie dziwcie się, że rower przez szczyt prowadziłam ... niemiła dla mnie była perspektywa przewrócenia mnie przez wiatrzycho prosto na ostre kamulce - skóra moja miłą mi jest.
Oj wiało mocno tego dnia, straszyło nas burzą i deszczem. Schowaliśmy się na przystanku, żeby najgorsze przeczekać. Mario zrobił zaopatrzenie w batoniki i bananiki w pobliskim sklepie, siedzimy i szamiemy te łakocia w oczekiwaniu przejaśnienia. Zaskoczeniem dla obojga było to, że wiatr może nas zatrzymać ... gdybyście zobaczyli Nasze miny, kiedy zobaczyliśmy trzy panie w słusznym wieku na rowerach zawzięcie pedałujące pod wiatr :D Batoniki i banany wszamane, zatem ruszamy :D
Wspinaczka na Zieleniec z piękną jak zwykle w górach widokową nagrodą. Odwiedzenie sklepu rowerowego Cyklon, gdzie oboje dostaliśmy nowe klocki. Obsługa pierwsza klasa :)
I dalej góra, dół, góra ... Kasia, prrrrrrrrrr, woła Mariusz, stój ... to naciskam na hamulce z całych sił ... coś Mu się stało ... ja cisnę, a rower dalej jedzie, słyszę trzask w lewym hamulcu ... jeszcze kilka metrów i rower stanął. Myślałam, że Go rozszarpię w pierwszym momencie, ale warto było się zatrzymać. Te skały naprawdę ROBIĄ wrażenie. Od tego momentu jednak WIEDZIAŁAM to, co Mario powtarzał od początku "ze mam spowalniacze, nie hamulce" ... w dodatku zaczęła prześladować mnie świadomość, że w lewym hamulcu coś trzasnęło (pewnie jedna z żyłek linki - tak sobie tłumaczyłam).
Nocleg w Złotym Kłosie miał być, ale na szczęscia udało się tego uniknąć i przenocowaliśmy u przemiłej Pani na ul. Pośnej w Ratnie Górnym. Niestety Google nazwy nie zna, a ja nie pamiętam. Był to kolejny dzień bardzo pozytywnych wrażeń. Cieszę się, że mogłam ich doznać w Towarzystwie ;)
Kategoria Wyczynowość
- DST 215.05km
- Czas 09:46
- VAVG 22.02km/h
- Sprzęt Trekuś
- Aktywność Jazda na rowerze
Śladem MRDP - dzień 10
Niedziela, 29 kwietnia 2018 · dodano: 30.04.2018 | Komentarze 2
Przyjemnie rozpocząć dzień kręcąc po Ustrońskich ściażkach rowerowych. Z całą stanowczością muszę potwierdzić, że mężczyźni posiadają znacznie skuteczniejszy zmysł orientacji - ode mnie ;) Wieczorem prowadził Wujek Google (moimi "rączkami"), rano Mario pięknie wyprowadził nas na traskę MRDP. Czasami Mario przeprowadza testy na mnie i pada pytanie "to w którą stronę teraz?" :D Zgadnijcie, czy mam szczęście w hazardzie :DPodobno kto nie ma szczęścia w hazardzie, ten ma w miłości ... chyba sromotnie pomyliłam kolejki u Pana Boga i poszłam do jakiejś trzeciej ... wiecie, jaka to? Ja jeszcze nie odkryłam ;)
Tego dnia słoneczko mocno daje się we znaki. Jest naprawdę upalnie, szczęśliwie większość trasy raczej po płaskim prowadzi. Obawy o kolejny dzień pałętać się zaczęły mi po zwojach ... i dobrze. Przynajmniej następnego dnia zaskoczki nie było. Mario często powtarzał "góry uczą pokory". Mnie nie nauczyły, chyba miałam jej już sporo przed. Mariusz tym bardziej. On od początku nie wierzył, że damy radę (nie tylko we mnie nie wierzył, On w siebie wątpił) ... Mario drugie imię to Wątpiciel :) ... Panie daj mi siły, by Jego wątpień nie przejmować :D ... jak na razie daję radę, ale tylko wtedy, kiedy NAPRAWDĘ chcę :) Mariusz potrafi znaleźć tysiące przeciw :D Jak mi się śmiać chciało, kiedy w zeszym roku Panowie (Mario i Tomek) zaczęli roztrząsać jak to fatalnie przygotowaliśmy się do wypadu na Jurę :D Ile Oni zagrożeń nagle odkryli :D Tak wiem, "przezorny, zawsze ubezpieczony" :D ... tylko, że nie da się wszystkiego przewidzieć ...
Upał to drugie imię tego dnia. Przeglądam zdjęcia Mario i co zdjęcie, to wspomnienie palącego Słońca ... cudownie zimne Tymbarki z całkiem na miejscu przesłaniem ... Ławeczka, gdzieś po drodze "zrobiłem Ci fotkę jak machasz nogami" :) ... przejazd przez Czechy ... "ahoj" ... płaskie, przyjazne ... naprawdę przyjemny fragment MRDP :) ... do dziś nie wiem, czy mijani przez nas rowerzyśli to Polacy, czy Czesi byli :)
Pamiętam ten moment, kiedy zaparkowałam na miejscu dla niepełnosprawnych "to dobre miejsce, bo sprawność mi powoli upał odejmuje".
Później wstawię fotkę z Głubczyc ... tuż obok nowoczesnego Lidl stoi bardzo duży, umierający budynek ...
Tak gorąco ... oboje byliśmy zgodni, że schowanie się w cieniu Pirackiego parasola pod Laskowicami na godzinę, to najlepszy z możliwych wyborów. Tam skosztowaliśmy zielonego browara i niefortunnie wybranej przeze mnie wysuszonej piersi kurczakowej ... ale cień dał radę :D
To był kolejny bardzo dobry dzień :) Na trasie dominowały przecudnie żółte i równie przecudnie pachnące pola rzepakowe ... gorąc też jest przyjemna, kiedy się odpowiednio klepki poprzestawia :) Nocleg w Złotym Stoku, gdzie za Nasze "szaleństwo" rabat dostaliśmy :)
Krótki, ale przyjemny spacerek po zimnego browca na sen :) Miło powspominać :) Jak dobrze Mariusz, że zdecydowałeś się mi towarzyszyć :)
Kategoria Wyczynowość
- DST 184.89km
- Czas 09:43
- VAVG 19.03km/h
- Sprzęt Trekuś
- Aktywność Jazda na rowerze
Śladem MRDP - dzień 9
Sobota, 28 kwietnia 2018 · dodano: 28.04.2018 | Komentarze 1
No i co ja mam teraz pisać :D Podjazd, zjazd, podjazd, zjazd, podjazd, zjazd, stromy podjazd, stromy zjazd ... pot z czoła, bo podjazd ... pot na czoło, bo zjazd ... kurcze, jak ja się bałam na tych zjazdach ... przypomniały mi się zeszłoroczne Kaszuby ... tam straciłam na 20 km habulce przednie, tył zużyty ... zostałam praktycznie bez hamulców ... to było naprawdę ciekawe doświadczenie. Nie lubiłam podjazdów przecież, a przez brak hamulców czekałam na nie. A szczytów obawiałam się, bo tuż za nimi czaił się zjazd. Czujecie ten absurd? Wyczekiwać jazdy pod górkę, uciekać od zjazdów. Tym razem było podobie, ale tylko PODOBNIE. No przecież nie napiszę, że wyczekiwałam podjazdów :D Albo, że nie wyczekiwałam osiągnięcia szczytu :D Nie napiszę też przecież, że zjazdy bym chętnie sobie darowała, bo momentami tyyyylllle frajdy z nich było, ale tylko momentami.Od rana czuję, że jazda nam opornie idzie. Gorąc daje się we znaki. Czas obiadu. Trafiamy do jakiejś knajpy, zamawiam kebaba na szybko, dla Mario makaron ... nie zapytałam ile to potrwa ... czekamy, czas płynie ... we mnie powoli poddenerwowanie się uruchamia ... przed wyruszeniem w trasę z Mariuszem obawiałam się tylko jednego - że czasu zbyt dużo nam będzie umykało z powodu przerw na papu. Ten kto Mariusza zna wie, że Mario KOCHA jeść. A przygotowanie papu TRWA. No i tym razem TRWAŁO. Niemal godzinę "straciliśmy" ... Mario wyczuł, a może nawet wysłuchał (nie pamiętam, czy powiedziałam wprost) ... czas "stracony" na papu pięknie później nadrobiliśmy - Mario uruchomił tryb "cyborg" i ostatnie kilometry sprawnie bardzo pojechały.
Pamiętam okolice Istebnej ... podjazd ... piękne szczytowanie ... ale ten zjazd ... tragiczny asfalt, ja nauczona już doświadczeniem amortyzator miałam zablokowany (dopiero w górach poczułam przewagę amorka zablokowanego nad niezablokowanym) ... ręce sztywne, bo kierownicę wyrywało, cała napięta, zęby zaciśnięte ... oj ... lepiej paszczaka otworzyć, żeby zębów nie stracić (i język schować, żeby nie przygryźć ... ale nie za szeroko, żeby muszek nie wszamać zbyt wiele) ... mieliście kiedyś takie dylematy na zjazdach? :D
Pamiętam też, że Mario "trochę" przegiął. Zjazd długi, pojechał bez hamowania, wyprzedził mocno, nie poczekał ... czy przegapiłam zjazd? ... uruchamiam Locus ... nie, jestem na trasie ... nie wierzę, że nie poczekał ... mijam strażaków na galowo, jakaś miejscowa imreza ... nie ma Go ... nie wierzę że nie poczekał ... jadę dalej, zaraz sprawdzę ma endomondo, może Go przegapiłam ... zerkam na telefon, nikt nie dzwoni ... może Mu się coś stało ... zatrzymuję się, sprawdzam Jego ślad w endomondo ... nie wierzę, że nie poczekał ... jest przede mną ... wiem, długi zjazd, więc jest miło ... i tak nie wierzę w to co widzę ... cóż ... jadę dalej ... wolniej, jak to w takich sytuacjach, koncentruję się na otoczeniu, dość trudne, bo na zjazdach jedyne co słyszę, to szum wiatru w uszętach ... jest, stoi ... chyba nawet nic nie powiedziałam ...
Nocleg w Willa Oliwia ... czysto, ładnie, ale nie polecam ... nie lubię ludzi TAK na kasę lecących.
Ustroń - bardzo przyjemne miasteczko - w sezonie jednak OBLEGANE. Co kto lubi ;) Ja tam czas spędziłam miło ;)
Kategoria Wyczynowość
- DST 157.73km
- Czas 08:33
- VAVG 18.45km/h
- Sprzęt Trekuś
- Aktywność Jazda na rowerze
Śladem MRDP - dzień 8
Piątek, 27 kwietnia 2018 · dodano: 27.04.2018 | Komentarze 4
To prawda, że warto w górach dzień rozpocząć od podjazdu. Zimno, zimno, dzień wcześniej po kilku km kolejne warstwy odzieży zdejmować zaczęłam ... dziś palce drętwieją z zimna, a zjazdu końca ni ma ;)Mgła skutecznie uniemożliwia podziwianie widoków ... ale też ma swój urok. Na fotkach Mariusza widać magiczną atmosferę jej towarzyszącą. Zjazd się skończył i mogę nareszcie założyć ciepłe skarpety. W tak pięknych okolicznościciach przyrody ... nad rzeką mgłą osnutą, w oddali most woła "przejedź po mnie" - tam ścieżka prowadzi, a my musimy (chcemy) śladem MRDP ... po głównej ... w towarzystwie blachosmrodów ... nie lubię tego ... ale powoli przywykam ... widoki rekompensują mi głośne towarzystwo. Pamiętam relację Marzenki, że z Zakopanego uciekała przed męczącym ludzkim towarzystwem ... kilkanaście godzin później okazało się, że znowu mamy szczęscie :) ..., a może to ja mam? Od dłuższego czasu poznaję kolejne, zazwyczaj mocno turystami zapełnione miasta w czasie, kiedy puste niemal są :) Moi współtowarzysze zadziwiają się, że tak pusto, a ja chytro się wówczas uśmiecham :)
Tu jest tak pięknie ... mijamy kolejne miejscowości ... Muszyna ... Piwniczna Zdrój (woda nie powaliła i dobrze w sumie, bo jeszcze długa droga przed nami) ... Stary Sącz ... Zabrzeź ... gdzieś po drodze zatrzymujemy się na stacji paliw ... kto mnie zna ten wie, że często się uśmiecham, tu nie jest inaczej :) ... chociaż długo czekam na Mario, głowa sama opada ze zmęczenia, jak tu się nie uśmiechać, kiedy w oddali takie widoki przede mną :)
Kolejna stacja paliw ... dwóch rowerzystów na kolarkach, na lekko ... dokładnie tak, jak powinno się jeździć po górach ... koszulki "Północ-Południe" ... widzę, że Mario z nimi rozmawia ... wyszli ... przywitali się bez entuzjazmu żadnego ... najwyraźniej nie słuchali Mario ... przypadłość facetów (co z Wami Panowie, że słuchać nie umiecie) ... podsumowali, że dobrze będzie, jeśli do końca długiego weekendu w Świeradowie Zdroju się znajdziemy. Panowie najwidoczniej problemy z matematyką na poziomie podstawowym mają, skoro takie rzeczy zarzucili. Agresor i niechęć mi się uruchomiły, ale to po czasie ... poza tym jestem na tyle zmęczona, że tylko młodziecze "ŻAL" przemyka mi po zwojach.
Koszulki kuźwa zakładają, bo przejechali tysiaka i z góry innych rowerzystów/ludzi traktują ... nie lubię bym kliknęła chętnie ...
A gdzie zachęta? Wsparcie? Nakręcanie do działania?
Czas ruszać w drogę, kolejne szczytowania przeżywać ;) Najpierw pot się leje ze skroni (ja wiem, że to u mężczyzn częsta przypadłość, ale uwieżcie, że kobietom często się to nie zdarza), później szczytowanie dosłowne i ... dosłowne :D ... a później długi odlot (zjazd znaczy) ... i tu dla mnie już tak przyjemnie nie jest ... ręce bolą od naciskania hamulca ... pulsacyjnie hamuję ... wiem, wiem ... pulsacyjnie to miło ... ale nie w tym przypadku :D
I tak nakręcona niezmiernie pozytywnie tego dnia jestem. W końcu zamek w Niedzicy czeka :) W tym przypadku Mario sromotnie przegrałby, gdyby zechciał nie zboczyć z drogi :D Nawet przez moment nie próbował :D
Zamek z daleka robi wrażenie, tuż pod bramą jakoś mizernie wygląda. Do środka nie wchodzimy, to nie ta wycieczka ;) Ale fotkę wspólną zaliczamy (to chyba pierwsza?). Widoki niezmiennie, obłędnie piękne (językiem Mario - zajebiste). Tak na marginesie pytanie do czytających: które określenie bardziej wzmacnia przekaz - "obłędnie piękne", czy "zajebiste"? ;)
Kolejny punkt - "Łapszanka" - najpierw delikatesy, kiedy to Mario zapomniał, że dziś piątek i ja słodyczy nie jem :D Kupił 5 lodów, które musiał wszamać sam ... kto zna Mario ten wie, że dla Niego to nie problem :D Obsłużyła nas rodowita gorolka ;) Dostaliśmy dwa krzesełka, żebyśmy mogli odpocząć (Pani wiedziała, że MUSIMY odpocząć przed wjazdem na Łapszankę). To prawda co powiedziała "kiedy tam wjedziecie, poczujecie się jak w prawdziwych górach". Kiedy tam wjechałam poczułam, że ŻYCIE JEST PIĘKNE. Mario nie pamięta Łapszanki, ja wręcz przeciwnie. To drugi raz, kiedy poczułam TEN spokój. Tam napradę ładnie jest :) Mario walczył z fotopstrykiem, a ja poszłam na stronę (da się tam schować pomimo braku krzaczka) :D
Głodówką Mariusz mnie straszył od dnia poprzedniego. Dwóch ww. rowerzystów stwierdziło, że fajnie żeby udało nam się dostać na Godówkę, tam nocleg gwarantowany. Moje wylicznki googlowe wskazywały, że damy radę dalej niż do Głodówki, ale pokornie milczałam i czekałam na ten armagiedon :D Nie taki diaboł straszny ;) Wjechaliśmy, przejechaliśmy i na nocleg trafiliśmy do całkiem przyjemnej miejscówki we wcale niezatłoczonym Zakopanem :D Próbuję znaleźć dokładną nazwę tego miejsca, jednak za dużo tego w meteor24. Może Mario będzie miał lepszą pamięć :D:D:D
Zakopane zarówno wieczorem, jak i o poranku puste i przyjemne :) Dobre Towarzystwo to podstwa ;)
Kategoria Wyczynowość